CZARNY MERCEDES

W kinach od: 04.10.2019 r.

Czas trwania: 120 minut

Produkcja: Polska 2019

OBSADA

KAROL HOLZER – ARTUR ŻMIJEWSKI

ANETA – MARIA DĘBSKA

MAXIMILIAN GRAF VON FLECKENSTEIN – ALEKSANDAR MILIĆEVIĆ

NADKOMISARZ RAFAŁ KRÓL – ANDRZEJ ZIELIŃSKI

KRIMINALRAT ERNST KLUGE – BOGUSŁAW LINDA

CESIA – NATALIA RYBICKA

JĘDREK – ŁUKASZ SIKORA

PANI STEFA – SONIA BOHOSIEWICZ

GRODECKI – ANDRZEJ MASTALERZ

KLAMOCKI – PRZEMYSŁAW BLUSZCZ

HRABIA LEON PRZEWIEDZKI – ANDRZEJ SEWERYN

EGON – MARCEL SABAT

MADAME MAGNES – DANUTA STENKA

STEFAN – ANTONII KRÓLIKOWSKI

MAJOR – WIKTOR ZBOROWSKI

oraz

DANIEL PASSENT i VADIM BRODSKI

TWÓRCY

SCENARIUSZ I REŻYSERIA – JANUSZ MAJEWSKI

ZDJĘCIA – ARKADIUSZ TOMIAK

SCENOGRAFIA – ANDRZEJ HALIŃSKI

DEKORACJA WNĘTRZ – INGA PALACZ

KOSTIUMY – ELŻBIETA RADKE

MONTAŻ – MILENIA FIEDLER, MARIUSZ KUŚ

MUZYKA – PAWEŁ LUCEWICZ

CHARAKTERYZACJA – ANETA BRZOZOWSKA, MONIKA JAN-ŁECHTAŃSKA

PRODUCENT – WŁODZIMIERZ NIDERHAUS

PRODUKCJA – WYTWÓRNIA FILMÓW DOKUMENTALNYCH I FABULARNYCH

O FILMIE

Janusz Majewski, twórca głośnych i obsypanych nagrodami obrazów: docenionych Srebrnymi Lwami w Gdyni „Excentryków, czyli po słonecznej stronie ulicy”, a także „Zaklętych rewirów” czy filmu „C.K. Dezerterzy”, przedstawia ekranizację kryminalnej powieści własnego autorstwa. „Czarny Mercedes” to pełna napięcia i zwrotów akcji opowieść sensacyjna o miłości, zbrodni i zabójczej namiętności. W rolach głównych w filmie wystąpiła imponująca plejada gwiazd: Artur Żmijewski, Andrzej Zieliński, Maria Dębska, Aleksandar Milićević, Bogusław Linda, Marcel Sabat, Sonia Bohosiewicz, Danuta Stenka, Natalia Rybicka, Izabela Dąbrowska, Andrzej Seweryn, Marian Opania, Wiktor Zborowski, Andrzej Mastalerz, Andrzej Baranowski, Przemysław Bluszcz i Antoni Królikowski. Autorem zdjęć do filmu jest jeden z najbardziej utalentowanych polskich operatorów – Arkadiusz Tomiak. Scenografię przygotował Andrzej Haliński, zaś za montaż odpowiada Milenia Fiedler.

Producentem „Czarnego Mercedesa” jest Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, odpowiedzialna za sukcesy takich filmów, jak: „Róża”, „Generał Nil”, „Galerianki” czy „7 uczuć”. Film znalazł się w Konkursie Głównym 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie wśród 18 innych produkcji powalczy o najważniejsze polskie nagrody filmowe – „Złote Lwy”.

Janusz Majewski umie kręcić świetne kryminalne filmy (Juliusz Machulski)

W podejrzanych okolicznościach zostaje zamordowana Aneta (Maria Dębska) – piękna żona szanowanego adwokata Karola Holzera (Artur Żmijewski). Sprawę tajemniczego zabójstwa próbuje rozwikłać nadkomisarz Rafał Król (Andrzej Zieliński), funkcjonariusz współpracującej podczas okupacji z Niemcami Granatowej Policji. Kolejne tropy mnożą podejrzenia i ujawniają głęboko skrywane sekrety zmarłej oraz niejasne powiązania jej męża z wysoko postawionym oficerem SS (Aleksandar Milićević). Wśród podejrzanych znajduje się także nieco ekscentryczny hrabia Leon Przewiedzki (Andrzej Seweryn), który ma w zwyczaju podglądanie osób obecnych w mieszkaniu adwokata, szczególnie kobiet. W toku śledztwa, nadkomisarz Król znajduje nieoczekiwanego sojusznika w osobie radcy niemieckiej policji kryminalnej – Ernsta Kluge (Bogusław Linda). Sytuacja Holzera staje się coraz bardziej niebezpieczna, tymczasem znajdujący się na wolności morderca jest być może o krok od popełnienia kolejnej zbrodni.

MIŁOŚĆ I TAJEMNICA

Historia „Czarnego Mercedesa”, czarnego kryminału o mrokach i ślepych uliczkach ludzkiej natury, rozpoczęła się kilka lat temu, gdy reżyser i scenarzysta Janusz Majewski wpadł na pomysł opowieści o zbrodni osadzonej w realiach dawnej Warszawy. Zbrodni tyleż szokującej – na kuchennej podłodze bogatego mieszkania leży ciało młodej kobiety z nożem wystającym z pleców – co zaskakującej. Denatka nie miała oczywistych wrogów, a u mężczyzn, którzy ją w taki czy inny sposób poznali, powodowała przyspieszone bicie serca. Czy jej śmierć ma w takim razie podłoże erotyczne? Czy jednak ktoś niepożądany dowiedział się o zmarłej lub jej mężu czegoś, co sprawiło, że fundamenty rzeczywistości zadrżały w posadach? A może był to zaledwie przypadek, a kobieta wyzionęła ducha przez jedno z tych okrutnych zrządzeń losu, które stawia jednych ludzi na drodze innych, prowadząc do napięć, których konsekwencją musi być przelew krwi? Na te oraz wiele innych pytań musi odpowiedzieć sobie prowadzący śledztwo nadkomisarz Granatowej Policji Rafał Król. Doświadczony policjant nie podejrzewa, że poszukiwanie dowodów okaże się pracą niewdzięczną i czasochłonną, a on sam zostanie zmuszony do przekroczenia przynajmniej kilku granic, żeby poznać prawdę. O ile prawda, jako taka, jeszcze istnieje w Warszawie 1941 roku.

Pomysł błyskawicznie ewoluował w głowie Majewskiego do niewyobrażalnych rozmiarów, żywiąc się rozległą wiedzą urodzonego w 1931 roku reżysera, który doskonale pamiętał realia tamtych czasów. I rozumiał różne istniejące wówczas skomplikowane zależności i niuanse, których książki historyczne nie są w stanie przekazać. Reżyser postanowił podejść do tematu z innej strony. „Wiedziałem, że żaden scenariusz nie przyjmie wszystkiego, co podpowiadała mi wyobraźnia, chyba że dostałbym nagle hollywoodzki budżet. Zobaczyłem wtedy w tej opowieści materiał na intrygującą i dość obszerną powieść kryminalną z akcją w dawnej Warszawie. W książce można się znacznie bardziej rozhulać, a co ważniejsze – w powieści wszystko jest tanie, wymyślanie nic nie kosztuje”, wspomina z uśmiechem Janusz Majewski, który od prawie dwudziestu lat para się również pisaniem książek. „Nie chciałem natomiast, by wyszedł kryminał dosłowny, zbrodnia dla samej zbrodni, dlatego zbudowałem w powieści obszerne tło społeczno-polityczno-obyczajowe, w które uwikłani są wszyscy bohaterowie”, mówi twórca „Czarnego Mercedesa”. Tło, które sprawia tak naprawdę, że wiele z przedstawionych postaci, nie tylko powodowany nieznanymi motywami morderca, posuwa się do działań, których nigdy w innych okolicznościach by się nie dopuścili.

Powieść „Czarny Mercedes” miała premierę w 2016 roku i stała się przebojem, zabierając czytelników w jedyną w swoim rodzaju podróż do Warszawy sprzed ponad siedemdziesięciu lat. Rzeczywistości zapełnionej wiarygodnymi w swych namiętnościach, pasjach i słabościach ludźmi, którzy okazali się – poza kostiumem, stylem bycia i światopoglądem – zaskakująco uniwersalni oraz zadziwiająco przystępni dla współczesnego odbiorcy. „Relacje między postaciami są dosyć pokomplikowane, ale można je logicznie wyjaśnić i uprawdopodobnić – i zrozumieć, że to się mogło w takiej formie wydarzyć. W końcu nie takie rzeczy zdarzały się w życiu”, mówi Majewski, który przystąpił bardzo szybko do pracy nad ekranizacją. W pewnym momencie myślał nawet o dziesięcioodcinkowym serialu, za pomocą którego byłby w stanie przenieść na ekran zdecydowanie więcej książkowych wątków, ale ostatecznie zrezygnował z pomysłu na rzecz klasycznego, niespełna dwugodzinnego filmu. Z wielką przykrością pozbył się ze scenariusza ustępów, których akcja rozgrywała się w jego ukochanym rodzinnym Lwowie, kondensując wydarzenia, motywacje oraz konteksty społeczne i psychologiczne, po czym zabrał się do przygotowań do zdjęć. Z jednej strony „Czarny Mercedes” to ekscytujący czarny kryminał, który będzie trzymał widzów na krawędzi foteli, a z drugiej przejmująca do bólu opowieść o zawiłych losach, w której nie ma dobrych, złych czy brzydkich, a są jedynie ludzie, piękni we własnych słabościach i zbyt słabi, by oprzeć się moralnym wichurom swoich czasów.

Wiedząc, że odtworzenie realiów dawnej stolicy nie będzie zadaniem łatwym ani szybkim, Majewski otoczył się grupą zaufanych współpracowników i legend branży filmowej. Znaleźli się w niej utytułowany scenograf Andrzej Haliński („Cudowne dziecko” Waldemara Dzikiego, „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana), który realizuje z Majewskim projekty od czasów telewizyjnego serialu „Królowa Bona” z 1980 roku, nagrodzona na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych za „Łuk Erosa” Jerzego Domaradzkiego i „Tam i z powrotem” Wojciecha Wójcika kostiumografka Elżbieta Radke, montażystka Milenia Fiedler („Katyń” Andrzeja Wajdy, „Kamerdyner” Filipa Bajona) oraz jeden z najlepszych polskich operatorów Arkadiusz Tomiak („Obława” Marcina Krzyształowicza, „Karbala” Krzysztofa Łukaszewicza).

M JAK MORDERSTWO

Kwestią kluczową było znalezienie odpowiednich aktorów, którzy byliby nie tylko w stanie tchnąć życie w wyznaczone im wielobarwne postaci, ale także – co jest równie ważne – wyglądaliby na ludzi, którzy mogliby mieszkać w Warszawie 1941 roku. Tym bardziej, że w „Czarnym Mercedesie” wszyscy mają coś do ukrycia, a noszone na użytek publiczny maski skrywają podwójne tożsamości, które nierzadko doprowadzają ludzi na skraj emocjonalnego szaleństwa. Janusz Majewski, który zawsze bardzo starannie przykłada się do obsadzania swoich filmów, wyjaśnia przyjętą dekady wcześniej metodę: „Kieruję się trochę staroświecką zasadą, wyniesioną jeszcze z dawnego Hollywood, że bandzior musi wyglądać na bandziora, a szeryf na szeryfa. Nie chodzi tylko o pierwszy plan, ale wszystkich ważnych dla fabuły bohaterów, bo to oni pozwalają widzowi uwierzyć w oglądany świat”, wyjaśnia reżyser. I dodaje: „Scenariusz prezentuje obszerną galerię różnorodnych postaci, a na ekranie dialog nie jest traktowany jako jeden z efektów dźwiękowych, ani też nie służy do posuwania akcji naprzód, ale jest źródłem znaczeń i napięć, a przede wszystkim kredką, którą rysuje portrety psychologiczne”. Innymi słowy, „Czarny Mercedes” ma być dla widza wyzwaniem, opowieścią, w której trzeba zwracać uwagę na rozmaite detale i niuanse, żeby w pełni docenić to, co słynny reżyser i jego współpracownicy przygotowali.

Człowiek honoru

Jednym z czwórki protagonistów „Czarnego Mercedesa” jest poważany mecenas Karol Holzer, który prowadzi w Warszawie dobrze prosperującą kancelarię. Jest mężczyzną eleganckim, dystyngowanym, klasycznym dżentelmenem. Holzer był zawsze człowiekiem honoru, który nieodmiennie trzymał się litery prawa i miał mocny kręgosłup moralny, jednakże w trakcie wojny musiał wybrać, co jest dla niego ważniejsze. I wybrał: pod pretekstem działalności adwokackiej pomaga ciemiężonym przez nazistów Żydom, doskonale zdając sobie sprawę, że gdyby wyszło to na jaw, w oczach wielu mógłby stać się perfidnym zdrajcą. W utrzymywaniu tej drugiej „kariery” w tajemnicy nie pomaga mu sytuacja w domu, gdzie nie potrafi zbliżyć się do swej młodej, atrakcyjnej żony. I mimo że dzieli z nią sypialnię, ich kontakty nie wychodzą poza platoniczne okazywanie wdzięczności oraz przywiązania. W postać Karola Holzera wcielił się uznany aktor Artur Żmijewski, artysta o dziesiątkach oblicz, który wypada świetnie zarówno w rolach niebezpiecznych gangsterów, jak i nieśmiałych amantów z komedii romantycznych czy dowcipnych księży o mocnym kodeksie moralnym.

„Karol jest bardzo złożoną postacią. Przed wojną był wykładowcą prawa, a teraz ma własną kancelarię, która pozwala mu, nieoficjalnie oczywiście, pomagać ludziom w załatwianiu różnych dokumentów, żeby omijać niemieckie przepisy i prawa”, tłumaczy Żmijewski, który z wielką radością zaczął budować postać za pomocą kostiumu. „To zawsze jest niezwykle istotne, żeby dobrze się czuć w kostiumie, nie udawać nikogo, lecz stać się graną postacią, rozumować jak ona. To jeden z elementów, które tworzą na ekranie jedność miejsca, czasu i akcji. „Część kostiumów Artura była zaprojektowana według wzorów z tamtych lat i szyta na miarę. Jednocześnie korzystałam z zasobów magazynów z oryginalnymi historycznie kostiumami, gdzie dobrałam mu odpowiednie kapelusze z epoki i kilka autentycznych koszul i krawatów”, wyjaśnia kostiumografka Elżbieta Radke. „Karol Holzer miał być eleganckim mężczyzną, który chodzi w świetnie skrojonych garniturach, dobrych koszulach i ma zawsze nienagannie zawiązany krawat. W scenach retrospekcji, rozgrywających się przed wojną, odmłodziłam go troszkę za pomocą jaśniejszego odcienia garnituru, ale tak naprawdę nie miałam większych problemów z tą postacią, ponieważ współpraca z Arturem jest zawsze przyjemnością – na nim wszystko dobrze leży! Należało tylko dobrać odpowiednie detale”.

Żmijewski, dla którego było to kolejne po „Złocie dezerterów” oraz „Małej maturze 1947” zawodowe spotkanie z Majewskim, wyznaje, że zawsze wyczekuje możliwości współpracy ze słynnym reżyserem. „Przeczytałem z niekłamaną fascynacją powieść Czarny Mercedes a następnie scenariusz i nie mogłem odmówić sobie przyjemności zagrania w tym filmie. Janusz jest zawsze świetnie przygotowany, wie, jaki efekt chce osiągnąć, a przy tym jest człowiekiem niezwykle kulturalnym, taktownym i dowcipnym. Czas spędzony z nim na planie był dla mnie ucztą duchową”, wspomina filmowy Holzer. „Zawsze przy tego typu rolach najważniejsza jest dla mnie wizja reżysera i możliwość budowania nieoczywistych relacji z partnerami, których spotykam na planie. Powtarzam to do znudzenia, ale każda rola jest wypadkową tego, co wymyśliliśmy razem z reżyserem oraz kolegami i koleżankami”.

Majewski wypowiada się o Żmijewskim również w samych superlatywach, zwracając uwagę na pewne cechy aktora, które przesądziły o tym, że od pewnego momentu nie widział nikogo innego w roli targanego różnymi emocjami stołecznego mecenasa. „Początkowo myślałem o filmowym Holzerze w kategoriach młodszego mężczyzny, zbliżonego pokoleniowo do żony oraz oficera SS Maxa, z którym Karola łączą tajemnicze relacje. Problemem było to, że na skutek różnych trendów w kinach oraz szkołach filmowych sprzed dwudziestu lat, wśród naszych aktorów dominują ludzie znakomicie pasujący do projektów sensacyjnych, policyjnych, ale niekoniecznie do ról eleganckich przedwojennych prawników”, wyznaje twórca „Czarnego Mercedesa”. „Gdy zacząłem myśleć o Holzerze jako o mężczyźnie jedno pokolenie starszym, wiedziałem, że Artur ze swoim urokiem osobistym, elegancją i takim trudnym do zdefiniowania czarem doskonale uzupełni się z tą postacią”.

Zwłaszcza, że towarzysząca Holzerowi klasyczność musiała doskonale zgrywać się z zawiłą genealogią rodzinną tej postaci. „Znacznie szczerzej jest to wyjaśnione w powieści, ale w filmie przeszłość jego familii również gra bardzo ważną rolę, między innymi w kontekście relacji między mecenasem i oficerem SS, który pewnego dnia, słysząc bardzo dobry niemiecki akcent Holzera, ratuje go z ulicznej łapanki”, tłumaczy Majewski. „Otóż jego prapradziadek był Niemcem. Po powstaniu listopadowym wielu Polaków uciekało przez Drezno do Paryża, ale wielu zostało w Niemczech. I tam młoda Polka wyszła za mąż, zakładając rodzinę, po czym wraz z nią przeprowadziła się po jakimś czasie do Poznania i zaczęła stopniowo polonizować. Do tego stopnia, że ich prawnuk uważa się za stuprocentowego Polaka, ale włada wciąż dobrze językiem niemieckim”, kontynuuje Majewski. To rzecz jasna jeden z dziesiątek elementów kryminalnej układanki, którą widzowie będą rozwiązywali w trakcie seansu, ucząc się rozumieć sposób myślenia i postępowania postaci, by odkryć, kto i dlaczego zabił.

Czarny łabędź

W rolę młodej i ponętnej małżonki Karola Holzera, która mogłaby uchodzić na warszawskich salonach za pokazową zdobycz cenionego mecenasa, gdyby nie pewna tajemnica, która połączyła tę dwójkę na dobre i złe, pozbawiając ich jednocześnie możliwości skonsumowania zrodzonego przypadkiem uczucia, wcieliła się młoda gwiazda polskiego kina, Maria Dębska. Aktorkę niedawno oglądaliśmy w „Zabawa, zabawa” Kingi Dębskiej i „Pech to nie grzech” Ryszarda Zatorskiego oraz jako Kalinę Jędrusik w „Jesiennej dziewczynie” Katarzyny Klimkiewicz. Postać tę widzimy po raz pierwszy, gdy nie jest jeszcze żoną mecenasa, lecz ambitną studentką SGH, która wywołuje ogromne wrażenie na swoim profesorze, ale zakochuje się z wzajemnością w pewnym młodym chłopcu. Wybuch wojny przerywa to wszystko, rujnuje jej życie, po czym kilka lat po tym pierwszym spotkaniu na sali uniwersyteckiej widzimy ją już w domostwie Holzera. I szybko ginie z rąk nieznanego sprawcy, wprawiając w ruch właściwą fabułę filmu.

„Film żongluje różnymi przestrzeniami czasowymi, przenosimy się w przeszłość i poznajemy różne wydarzenia, które doprowadziły do tragicznej śmierci mojej bohaterki, a jednocześnie dowiadujemy się więcej o niej samej, o tym, kim była w głębi serca. Dowiadujemy się też oczywiście, kto ją zabił – i dlaczego, bo to jest znacznie ważniejsze. To bardzo silna psychicznie postać, która znalazła się w trudnej sytuacji, została zmuszona do posunięcia się do czegoś, o co by się nigdy nie podejrzewała”, dodaje tajemniczo Dębska, która interesuje się czasami II wojny światowej, więc z tym większą przyjemnością wcieliła się w postać tak mocno związaną z dawnymi czasami. „Nie miałam okazji wcześniej pracować z Marysią, ale byłam zachwycona jej pozytywną energią oraz aktywnością we współpracy”, wspomina Elżbieta Radke. „Jej postać widzimy na przestrzeni kilku lat w zupełnie odmiennych realiach. Najpierw na sali uniwersyteckiej, potem odrapaną, biedną na początku wojny i wreszcie w mieszkaniu Holzera, gdzie jest już szykowną, dystyngowaną kobietą. Wszystko to starałam się podkreślić kostiumem, ale kluczowe było to, że Marysia tak doskonale czuła te kolejne przemiany”, tłumaczy kostiumografka „Czarnego Mercedesa”. A Dębska uzupełnia: „Miałam wiarygodnie przeobrazić się z szarej myszki w łachmanach w eleganckiego wampa, bo mecenasowa nosi jedwabie, atłasy i koronki i czyni z tego świadomie swój atut. Kostiumy nieprawdopodobnie pomogły mi w zbudowani mojej postaci na kontrastach”.

Młoda aktorka była jednak najbardziej zachwycona możliwością współpracy z Januszem Majewskim, której wyczekiwała praktycznie od początków swojej kariery zawodowej. „Nie przesadzę, jeżeli powiem, że spełniło mi się jedno z największych zawodowych marzeń, a na planie okazało się, że było jeszcze lepiej, niż się spodziewałam!”, potwierdza Dębska. „Dla mnie pan Janusz Majewski jest absolutną legendą i trochę obawiałam się tego spotkania. Szybko przekonałam się, że to nieprawdopodobnie błyskotliwy, przenikliwy i życzliwy mężczyzna, absolutnie młody duchem”, śmieje się Dębska. „Czułam, że opiekuje się mną na planie, ale też bardzo szybko weszliśmy w relację partnerską, więc do tej opieki doszło poczucie wolności i bezpieczeństwa. To było cudowne!” Majewski odwzajemnia tę sympatię, jednakże przyznaje, że do rozważenia kandydatury Dębskiej przekonał go dystrybutor filmu, Kino Świat. „Po prostu jej nie znałem, a zawsze zaczynam poszukiwania od tych aktorów, których już dobrze znam. Marysia była strzałem w dziesiątkę. Ona jest pod każdym względem, urody, wieku, talentu, idealna do tej roli”.

Oficer i arystokrata

Specyficzny trójkąt emocjonalny dopełnia Maximilian Graf von Fleckenstein, niemiecki arystokrata, miłośnik kultury i obieżyświat, który przed wojną mógł szczycić się tytułem hrabiego, ale w 1941 roku, gdy go poznajemy, jest wysoko postawionym oficerem SS, który samym tylko wyglądem potrafi napędzić wszystkim dookoła stracha. Wysoki, szczupły, dystyngowany Max, bo tak jest znany Karolowi i jego żonie, skrywa niejedną tajemnicę, największym jednak jego pragnieniem jest nie dążenie do opanowywania świata i „oczyszczania” go z Żydów, lecz spędzanie czasu w towarzystwie podobnych mu kulturalnych i oczytanych ludzi, którzy pomogą mu przełknąć wszelkie traumy i upokorzenia wojennego chaosu. Tę niejednoznaczną i szalenie trudną – być może w rzeczy samej najtrudniejszą w całym filmie – rolę przyjął na siebie Aleksandar Milićević, młody polski aktor serbskiego pochodzenia, dotychczas występujący w takich produkcjach jak „Ciemno, prawie noc” Borysa Lankosza oraz drugiej i trzeciej części „Planety Singli”.

„Aleksandra zobaczyłem w teatrze, w sztuce kryminalnej. Wydał mi się na tyle interesującym i charakterystycznym aktorem, że postanowiłem zaryzykować. Miałem rację, bo sprawdził się nie tylko pod kątem aparycji – jest bardzo przystojny i świetnie wygląda w mundurze – ale też dodał Maxowi zupełnie zaskakujących odcieni”, wspomina Janusz Majewski, dodając, że zrozumienie von Fleckensteina jest kolejnym elementem oferowanej przez film układanki kontekstów i znaczeń. „Max jest potomkiem szlacheckiego rodu junkierskiego z Pomorza, gdzie jego rodzina ma pałac i różne inne dobra. Studiował w Anglii na prestiżowej uczelni, a tam nasiąkł kulturą zachodnią. Dzisiaj pozuje trochę na angielskiego dżentelmena, jest dobrze wychowany, świetnie się ubiera”, kontynuuje reżyser i scenarzysta. „Zaciągnął się do wojska z poczucia obowiązku, myśląc, że będzie lotnikiem, ale gdy skierowano go do SS, szybko to zaakceptował. Czuje się bardziej władczy i podobają mu się mundury. A trzeba przyznać, że zaprojektowane przez wielkiego projektanta Hugo Bossa niemieckie mundury były mistrzowskie. Zwłaszcza te SS i Gestapo, eleganckie i jednocześnie przerażające. Już samo pojawienie się człowieka w czarnym mundurze wzbudzało grozę”.

Milićević pragnie podkreślić objawiającą się na wiele różnych sposobów nietypowość von Fleckensteina, której wielu ludzi z jego otoczenia, również wrogów, zdaje się nie dostrzegać, widząc w nim tylko kolejnego sadystycznego nazistę. „SS było formowane raczej z ludzi prostych, z nizin społecznych, a tu w jego szeregach pruski arystokrata, anglofil, erudyta, wielki znawca światowej kultury. Czarny Mercedes to kryminał i zastanawiamy się, kto zabił, więc Max znajduje się naturalnie na czele listy podejrzanych, jego podejrzewa się o wszelkie możliwe morderstwa. Czy okaże się to prawdą, widzowie przekonają się w kinach, ale mam nadzieję, że udało mi się zaznaczyć jego osobność, która sprawia, że nic w jego słowach czy poczynaniach nie jest jednoznaczne”, wyjaśnia młody aktor, przyznając, że przez pierwsze dni na planie bardzo stresował się tym, czy podoła wyzwaniu. „Miałem wielkie szczęście, że trafiłem pod skrzydła pana Janusza, który dał mi poczucie bezpieczeństwa. Jego spokój i klasa przenosiły się na całą ekipę i powodowały, że praca nad tym filmem była niczym spełnienie marzeń małego dziecka, które może się sprawdzać w kontrolowanym otoczeniu”, podkreśla. „Właściwie ten plan to była jedna wielka współpraca, pomimo istniejącej hierarchii nikt nikomu nie udowadniał, że jest ważniejszy, nikt nie musiał walczyć o swoje. Czysta pomoc”.

Aktor przyznaje, że nieocenioną pomocą okazały się kostiumy, które mógł ubierać. „Wejście w mundur oficera SS, które szyto tak, by wywoływały konkretną postawę, zachowanie i efekt na otoczeniu, było niesamowite. On prostował sylwetkę, sprawiał, że człowiek go noszący czuł władzę. W dodatku oficerki, w których nie dało się chodzić cicho, a które oznajmiały, że oto nadchodzi oficer SS. To wszystko dawało ludziom, i dało też w pewnym sensie mnie, przyzwolenie, żeby zachowywać się inaczej”, wyjaśnia Milićević. „Aleksandar miał być przed kamerami elegancki i budzić respekt, a szykowny mundur SS, mimo że dość groźny, jedynie podkreślał jego wysoką i szczupłą sylwetkę”, wspomina Elżbieta Radke. „W tym przypadku nie wspieraliśmy się kostiumami ze starych zbiorów, stworzyliśmy dla niego specjalną garderobę. Na potrzeby jednego z garniturów sprowadzałam tkaninę wełnianą aż z Anglii, a mundur SS został uszyty w pracowni Hero Collection”. Aktor wspomina, iż kolejnym ważnym aspektem roli Maxa była noszona przez niego opaska na oko. „Widziałem Toma Cruise’a w Walkirii i wydawało mi się, że będzie to łatwe zadanie, ale po założeniu opaski okazało się, że zanika widzenie trójwymiarowe, że pojawia się inne poczucie przestrzeni, że to nie takie proste. Pierwszego dnia na planie ciągle wpadałem na Artura Żmijewskiego”, śmieje się filmowy von Fleckenstein.

Wszystko to złożyło się na wielowymiarowy portret niepewnego swych emocji człowieka, który powinien być drapieżnikiem, ale wydaje się być czasem również ofiarą czasów. „W książce i scenariuszu psychologię tego bohatera czytało się jak Iwana Karamazowa u Dostojewskiego. Mam nadzieję, że udało mi się oddać to w swojej grze. Max to inteligentny człowiek, który wstydzi się, że jego kraj doprowadził do czegoś tak strasznego. Wstydzi się też siebie, tego, co zaczął sobą reprezentować, gdy jako arystokrata wstąpił w szeregi SS”, kontynuuje Milićević. „Gdy żona Holzera zostaje znaleziona martwa, Max jest załamany, bo czuł, że znalazł w nich pokrewne dusze, zwłaszcza w Karolu, którego na swój sposób podziwia. Całą trójkę łączyła bardzo specyficzna relacja, która przypominała mi trochę sytuację z Marzycieli, jednego z moich ulubionych filmów. Oto ludzie skryci przed rzeczywistością, którzy dbają o siebie nawzajem i lubią się nawzajem, ale sęk w tym, że poza mieszkaniem Holzerów istnieje rzeczywistość, która musi ich w pewnym momencie dopaść. Morderstwo jest pierwszą z całego łańcucha tragedii”.

Ostatni sprawiedliwy

Jest jeszcze czwarty ważny bohater, który nie jest jednocześnie stroną w rozgrywającej się na dwóch płaszczyznach czasowych intrygi kryminalnej, ale to od niego zależy, czy mordercy bądź mordercom wymierzona zostanie sprawiedliwość. Nadkomisarz Rafał Król, członek Granatowej Policji, zostaje przydzielony do sprawy zabójstwa żony cenionego warszawskiego mecenasa, gdyż miał już przed wojną wielokrotnie do czynienia z rozmaitymi kryminalnymi śledztwami. Jest w pewnym sensie największym specjalistą od morderstw, jakim może pochwalić się warszawska policja w 1941 roku. I nie spocznie, póki nie odkryje prawdy, którą będzie musiał skleić z wielu różnych elementów, wypowiedzi oraz porozrzucanych po całej stolicy poszlak. Nie spocznie nawet, jeśli będzie musiał zaryzykować odkrycie wszystkich kart i ujawnienie pewnego sekretu, który wiąże go z działającym aktywnie w Warszawie polskim podziemiem. W pewnym momencie Król styka się również z Ernstem Kluge z Gestapo, który zaczyna wykazywać niepokojące zainteresowanie sprawą morderstwa. W rolę honorowego twardziela, który nie daje się łatwo manipulować, wcielił się Andrzej Zieliński, jeden z najbardziej charakterystycznych aktorów rodzimego kina, często wcielający się w niezłomnych stróżów prawa i porządku.

„Andrzej Zieliński bardzo dobrze odzwierciedla moją metodę obsadzania ról ludźmi, którzy pasują wizerunkowo, psychologicznie i fizycznie do granych postaci. Potrzebowałem w tym przypadku wyrazistego aktora, który byłby stuprocentowo wiarygodny jako poszukujący sprawiedliwości policjant, odkrywający nowe dowody i poszlaki, potrafiący dzięki dedukcji i doświadczeniu eliminować oczywistych podejrzanych i zwracać uwagę na tych, którzy w teorii pozostają poza kręgiem podejrzeń”, wyjaśnia swoją decyzję Janusz Majewski. Dla aktora możliwość współpracy z filmowcem tego kalibru była czystą przyjemnością, dlatego nie zastanawiał się długo nad przyjęciem roli. „Pan Janusz lubi aktorów, po omówieniu roli i różnych jej aspektów pozwala im na dużą wolność i wprowadza przeważnie wyłącznie korekty dotyczące epoki czy jakichś konkretnych rzeczy, które chciałby pokazać w kamerze”, wyjaśnia Zieliński. I dodaje, że praca przy „Czarnym Mercedesie” przerosła jego oczekiwania. „Pierwszy raz w karierze spotkałem się z taką atmosferą na planie – wszyscy robili dosłownie wszystko, żeby pan Janusz był szczęśliwy. I nie było w tym zarazem nic dziwnego”, wspomina Zieliński. „Nie wiem, jak on to robi, ale mieć w tak słusznym wieku tak niezwykłą inteligencję, błyskotliwość, dowcip – to aż niesprawiedliwe!”, śmieje się aktor.

„Nadkomisarz Król jest po prostu dobrym policjantem, który próbuje wykonywać dobrze swoją pracę, czyli w tym wypadku rozwiązać zagadkę, kto zabił. Skrywa pewien sekret, ale nie jest to coś, co rzuca na niego złe światło”, tłumaczy Zieliński. „Akcja Czarnego Mercedesa ma miejsce w trakcie II wojny światowej, ale nie ma w filmie martyrologii czy bohaterstwa z pola bitwy. Najważniejsza jest sprawa kryminalna, choć oczywiście fakt, że postaci należą do dwóch stron konfliktu ma spore znaczenie. Wcielanie się w nadkomisarza wymagało jednak ode mnie przede wszystkim wyobraźni i osadzenia się w rzeczywistości lat 40., aby Król odpowiedni się zachowywał, chodzi i mówił”, kontynuuje aktor. Elżbieta Radke twierdzi, że Zieliński doskonale nosił kostiumy, które dla niego przygotowała. „Wszystkie garnitury i dodatki dobrałam z oryginalnych historycznie rzeczy, a że Andrzej jest przystojny i czarujący, postać bardzo szybko zaczęła żyć własnym życiem. To miał być elegancki mężczyzna, który chwilami przypomina troszkę w swojej metodyce działania Colombo, więc jego garderoba to w zasadzie trzy garnitury, płaszcz i mundur. Tym bardziej, że nie poznajemy życia osobistego Króla. Inni bohaterowie są pokazywani poza pracą, w pięknych salonach, w swetrach, kamizelkach czy szlafrokach, a u niego nie ma takich historii. Pełen profesjonalizm w pracy”.

Galeria podejrzanych

Janusz Majewski tłumaczy, że zależało mu na stworzeniu przed kamerami barwnej galerii postaci drugoplanowych, żeby powiększyć grono potencjalnych podejrzanych i dać widzom dużo fałszywych wskazówek co do tego, kto naprawdę zabił. I komu zależy tak naprawdę na znalezieniu sprawcy. „Bogusława Lindę obsadziłem w roli gestapowca Kluge jako idealnego partnera dla Andrzeja Zielińskiego. Zależało mi na tym, żeby stworzyć postać pozornie surową, ale podświadomie budzącą u widza sympatię swoim ukrywanym antyhitleryzmem. A Boguś wspaniale pasował do tego opisu. Natalkę Rybicką, która zagrała zakochaną w Holzerze służącą Cesię, obsadziłem w miejsce Joanny Kulig, która była akurat w ciąży. Co ciekawe, w Excentrykach… Natalka także zastąpiła Joasię, która dzień przed zdjęciami złamała nogę. W obu przypadkach był to najlepszy możliwy wybór”, wyjaśnia reżyser i scenarzysta „Czarnego Mercedesa”.

„Z kolei Andrzeja Seweryna obsadziłem jako perwersyjnego hrabiego, bo chyba nikt nie widział go w takiej roli komediowej, a on niesłychanie dobrze sprawdził się jako odprężający element poważnej, mrocznej sprawy. Andrzej Baranowski zagrał koncertowo tramwajarza z sekretem, a Łukasz Sikora dodał cudownej energii Jędrkowi, kąpanemu w gorącej wodzie chłopakowi, który zakochał się przed wojną w głównej bohaterce, a potem stracił ją na rzecz Holzera”, mówi Majewski. Większość z tych bohaterów przewija się na drugim planie, mając jedynie kilka chwil, by zaistnieć w umysłach widzów, ale dzięki wspaniałej obsadzie aktorskiej wszyscy stają się pełnokrwistymi, wiarygodnymi postaciami. Część z nich faktycznie coś łączy z postacią zamordowanej mecenasowej, a część posiada ważne dla śledztwa informacje, jednak o większości trudno będzie zapomnieć po wyjściu z kina.

PEWNEGO RAZU W… WARSZAWIE

Janusz Majewski nie ukrywa, że oprócz zrealizowania wielowątkowej opowieści kryminalnej o ludziach nieradzących sobie z własnymi emocjami i pragnieniami, chciał również ukazać okupowaną Warszawę z początków wojny, która diametralnie różniła się od okaleczonej stolicy, którą dziś nagminnie się wspomina w książkach i filmach. Wciąż piękne i charakterne europejskie miasto coraz bardziej zauważalnych społecznych i obyczajowych kontrastów, które żyło własnym, zupełnie osobnym tempem. „W tzw. Archiwum Ringelbluma, kronice życia codziennego warszawskiego getta jest wzmianka, że w pewnym okresie funkcjonowało tam kilkadziesiąt nocnych lokali rozrywkowych i restauracji. W niektórych z nich bogaci, a i takich tam było wielu, mogli dostać wykwintne dania i trunki, a obok, na trotuarze, umierali ludzie z głodu. To jeden z tych dowodów, że obraz okupacji niemieckiej w Polsce nie był tylko taki, jakim go przedstawiały niezliczone filmy i książki”, wyjaśnia reżyser i scenarzysta „Czarnego Mercedesa”. I dodaje: „Poza represjami, ciężkimi warunkami życia, nędzą i głodem, terrorem, konspiracją i akcjami odwetowymi, toczyło się życie codzienne z całym jego rytuałem i obyczajami. Był głód, był chłód, ale była też wola życia. Ludzie kochali się, rodzili dzieci i umierali także we własnych łóżkach”.

Dość nadmienić, iż Majewski podszedł do wyzwania oddania realiów dawno zapomnianego świata z ogromnym pietyzmem, a ekipa pod jego wodzą większość scen w okupowanej stolicy odtworzyła w dwóch halach Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie. Część zdjęć realizowano natomiast także w wybranych warszawskich plenerach oraz poza stolicą, w której istnieje obecnie coraz mniej architektury nawiązującej do dawnej epoki. „Kancelarię Holzera oraz jego mieszkanie zbudowaliśmy w hali, ponieważ pozwoliło nam to kontrolować wszystkie aspekty procesu filmowego. Mamy zresztą z panem Majewskim taką zasadę, że kręcimy jak najwięcej w hali, która, wbrew temu co się mówi, jest lepsza i tańsza od pracy w przystosowanych odpowiednio lokacjach. I pozwala na więcej kreatywności”, wyjaśnia scenograf Andrzej Haliński. „Chcieliśmy razem z dekoratorką wnętrz Ingą Palacz, żeby większość wnętrz miała posmak modernistyczny, rurki gięte itd., ale o ile w przypadku kancelarii prawniczej taka decyzja miała sens estetyczny, tak w przypadku mieszkania Holzerów zdecydowaliśmy się pójść w ciężkie mieszczańskie meble i pewnego rodzaju pokaz zamożności mecenasa. Gdyby widzowie zobaczyli płyty ze szkła i modernistyczne meble, uznaliby, że uwspółcześniliśmy wnętrze, że wygląda jak z katalogu IKEA. A prawda jest taka, że to, co dzisiaj znamy jako produkty IKEA, już kiedyś było. Mam broszurę z wystawy w Lipsku z 1918 roku i tam są nawet łyżeczki IKEA!”, śmieje się Haliński.

Fasadę kamienicy Holzerów nakręcono na ulicy Lwowskiej, która słynie z kilku pięknie odrestaurowanych budynków. Podobnie jak ulica Jaworzyńska, na której ekipa zrealizowała szereg ujęć. Z kolei sekwencję przejazdu przez jedną z ulic getta nakręcono na ulicy Ząbkowskiej. „Stoi tam ostatnia kamienica w Warszawie, która umożliwia odtworzenie dawnych warunków bez przesadnych kosztów. Powstawały w niej między innymi Powidoki Andrzeja Wajdy i Miasto 44 Jana Komasy”. Haliński uważa, że „Czarny Mercedes” będzie pod tym względem dla wielu widzów dużą niespodzianką. „Nasz film jest estetycznie ładny, ponieważ chcieliśmy pokazać Warszawę obecnie nieznaną, żywą, wielobarwną. W 1941 nie doszło jeszcze do tej strasznej demolki, która przesłania dzisiaj myślenie o przeszłości stolicy. To nie było też zaśmiecone, ohydne miasto zaplutych podwórek i zaniedbanych budynków z opadającymi tynkami. Wszystko było raczej dość dobrze utrzymane. Mimo okupacji dozorcy sprzątali, policja działała, instytucje jakoś funkcjonowały. Życie toczyło się dawnym rytmem, choć oczywiście były groźne łapanki”.

Majewski podkreśla, że choć sama intryga kryminalna i postaci dramatu są czystą literacką fikcją, tło społeczne i wygląd Warszawy są zbliżone do prawdy historycznej. „Myślę, że część widzów zaszokuje, na przykład, scena koncertu w getcie, w eleganckiej restauracji, do której wybiera się dwójka bohaterów. Jesteśmy przyzwyczajeni do obrazu getta jako dzielnicy nędzy i rozpaczy, chorób, śmierci na ulicach, a prawda jest taka, że w 1941 roku wiele osób miało jeszcze złudzenia, że w getcie będą mogli bezpiecznie przeczekać do końca wojny”. Rzeczona scena koncertu w samym środku getta została zrealizowana w funkcjonującej współcześnie restauracji „Pod Gigantami” na Alejach Ujazdowskich, która musiała zostać zaadaptowana scenograficznie, ale jednocześnie była na tyle szykowna, że oszczędziła ekipie „Czarnego Mercedesa” części pracy. Największym wyzwaniem scenograficznym okazał się natomiast warszawski dworzec główny. „Nie został skończony przed wojną. Gdy Niemcy weszli do Warszawy, to oni go do końca zbudowali. Był wówczas jednym z najpiękniejszych modernistycznych budynków w Europie”, wyjaśnia Andrzej Haliński. „Na początku chcieliśmy zaadaptować na potrzeby filmu fronton Muzeum Narodowego, ale ostatecznie dworzec powstał częściowo przed budynkiem wyścigów konnych na warszawskim Służewcu, a częściowo we Wrocławiu, gdzie nakręciliśmy sceny na peronie i ściągnęliśmy tam na jeden dzień specjalny zabytkowy pociąg, żeby nagrać jego wjazd na stację”, dodaje Haliński.

Były to sceny wymagające również dla pionu kostiumowego pod wodzą Elżbiety Radke oraz pracującego z filmowymi mundurami Andrzeja Szenajcha. „Na potrzeby sceny w tym obiekcie ubraliśmy od stóp do głów ponad trzysta osób. Pobudka o czwartej rano, a do ósmej musieliśmy mieć wszystkich statystów gotowych. Mieliśmy oczywiście odpowiednią ilość kostiumów i byliśmy przygotowani na różne typy ludzi, niskich, wysokich, grubych, chudych, na patrole niemieckie, konduktorów”, wspomina Radke, która potraktowała „Czarnego Mercedesa” jako doskonałą możliwość do ponownego zagłębienia się w minioną rzeczywistość. „Zaczęliśmy od zrobienia dokładnej dokumentacji na podstawie archiwalnych fotografii, pism modowych, filmów dokumentalnych. Chcieliśmy odtworzyć tamtą Warszawę jak najbardziej realistycznie. Zrobiłam szereg własnych projektów kostiumów, według wzorów z tamtych lat, ale też dobrałam sporo rzeczy z polskich i zagranicznych magazynów. Mieliśmy natomiast trochę problemów z oryginalnymi mundurami, ponieważ jest ich coraz mniej i w zasadzie szyje się już przeważnie nowe w pracowniach wojskowych”, kontynuuje Radke, podkreślając pietyzm, z jakim do odtwarzania Warszawy z 1941 podszedł Janusz Majewski. „Uwielbiam z nim pracować, ponieważ wiem, że zależy mu na każdym szczególe. Jako przykład mogę podać taką sytuację – pewnego wieczoru zadzwonił do mnie, żeby  zapytać, z której strony zrobione jest rozcięcie w sukni Marysi Dębskiej. Powiedziałam, że z lewej, a on na to, że musi być z prawej – „pod kamerę” bo w scenie tańca pokazuje właśnie prawą nogę!”, śmieje się Radke.

Aktorzy byli pod ogromnym wrażeniem stworzonego na potrzeby filmu świata, który mieli zapełnić. „Wszystkie dekoracje były bardzo wiarygodne, zarówno te zbudowane w hali, jak i te w plenerach. Trudno we współczesnej Warszawie znaleźć miejsca, które by stuprocentowo oddawały dawne czasy, ale Andrzej Haliński i jego ludzie wykonali doprawdy niesamowitą pracę”, opowiada Artur Żmijewski. „Nasz film jest umieszczony w pewnej epoce i mam nadzieję, że zapewni widzom wielką frajdę z oglądania wiarygodnego – w sensie plastycznym – świata, a także pozwoli zanurzyć się w intrydze kryminalnej, odkrywać kolejne wątki i przekonywać się, jak bardzo się mylili w przewidywaniach dotyczących tego, kto jest złoczyńcą”. Maria Dębska wyznaje, że nigdy jeszcze nie kręciła w tak bogatych dekoracjach w hali. „Pamiętam, że gdy weszłam tam po raz pierwszy, nie byłam pewna, czy to zadziała. A ja po prostu nigdy nie pracowałam w tak ogromnej przestrzeni stworzonej na hali na potrzeby filmu. Po kilku chwilach ten świat niesamowicie ożył i zapomniałam, że gram w sztucznie wykreowanych warunkach. Mam nadzieję, że widzowie poczują klimat dawnej Warszawy. Również klimat czarnego kryminału o miłości. Momentami spełnionej, momentami niespełnionej. Bo jak mówił nam Janusz Majewski: nie możemy zapominać, że podczas wojny też była miłość. I film o tym właśnie opowiada. Jak ona jest ważna. I jak jej brak może prowadzić do tragedii”.

„Do dzisiaj jestem pod ogromnym wrażeniem tytanicznej pracy scenografii i kostiumów, a także cudownego, wyrazistego i pamiętnego stylu, w jakim wszystko sfilmował Arek Tomiak”, zaznacza Aleksandar Milićević. „Filmy Janusza Majewskiego warto oglądać ze świadomością, że przedstawiają rzeczywistość wiarygodną, a jednocześnie trochę upięknioną, by przenieść widza w czasy, o których opowiadają. Czarny Mercedes jest pomimo wszelkich zbrodni i wątków kryminalnych taką małą utopią, która, mam nadzieję, oderwie publiczność choć na chwilę od szarej codzienności”. Andrzej Zieliński wspomina, że scenografia w połączeniu z kostiumami oraz rekwizytami była nieziemsko dobra. „Dawno nie widziałem tak misternie oddanych obiektów. Porobiłem na planie mnóstwo zdjęć”, śmieje się aktor. „Pamiętam, że w scenie oględzin zwłok dostałem do rąk oryginalny przybornik śledczego z tamtych czasów. Zawierał pędzelek do zbierania odcisków palców, małą lupę i różne tego typu potrzebne rzeczy. Byłem zachwycony takimi detalami. Tego typu filmów powstaje dziś niestety coraz mniej, ponieważ koszty odtwarzania dawnych światów są spore. Dlatego tym bardziej należy wybrać się do kina, bo to jedna z niepowtarzalnych okazji, żeby doświadczyć takiego stylu opowiadania. Pan Janusz Majewski to historia polskiego kina, a tu spisał się na medal”.

„To piękne europejskie kino, które wspaniale się ogląda, czując nieustannie rodzaj niepokoju, ponieważ boimy się cały czas tego, co może się wydarzyć, ale jednocześnie doświadczając spokoju, czaru kina, które Janusz Majewski czuje jak żaden inny reżyser”, podkreśla Elżbieta Radke. A autor „Czarnego Mercedesa” podsumowuje, że zależy mu nade wszystko na wywoływaniu u widzów prawdziwych emocji. „Raz dobrych, raz przerażających, ale bez emocji nie istnieje żadne kino. Chciałbym, żeby publiczność uwierzyła w tę historię i doceniła ją za to, czym jest, a nie czym mogłaby być w innych warunkach. Nakręciłem taki film, jaki chciałem”. Przerażająco emocjonujący „Czarny Mercedes” będzie miał swoją kontynuację w postaci serialu, poszerzającym historię opowiedzianą w filmie. A na ekranizację czeka już „Ryk kamiennego lwa”, druga powieść Janusza Majewskiego o perypetiach nadkomisarza Rafała Króla.

JANUSZ MAJEWSKI

REŻYSER

Urodzony we Lwowie reżyser, pisarz, scenarzysta i wykładowca. W swojej filmografii ma ponad 80 tytułów. Jego dzieła były wielokrotnie nagradzane, nie tylko na polskich festiwalach. „Zaklęte rewiry” otrzymały m.in. trzy nagrody na festiwalu w Panamie, w tym za reżyserię i były prezentowane w konkursie głównym Berlinale w 1976 roku, krótki metraż „Pojedynek” był nagradzany w Montrealu, Buffalo i Vancouver a „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy” w Seattle. Za ostatni tytuł reżyser otrzymał również Srebrne Lwy na festiwalu w Gdyni i 4 Orły w różnych kategoriach. Uhonorowany Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Wybrana filmografia:

2015 Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy

2010 Mała matura 1947

2005 Po sezonie

1989 Czarny wąwóz

1985 C.K. Dezerterzy

1979 Lekcja martwego języka

1977 Sprawa Gorgonowej

1975 Zaklęte rewiry

1973 Zazdrość i medycyna

1969 Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię